DZIECI WOJNY-ROZDZIAŁ IV-MUSIMY WALCZYĆ,ABY PRZEŻYĆ!
Kolejny dzień.Vincent zniknął.Luiza wyszła po pożywienie.Zostałam sama w schronie,pijąc jedynie krople deszczu,które nakapały do rondla,który znalazłam w schronie Vincenta.Może też powinnam wyjść na zewnątrz?Sama w tym bunkrze czuję się niepewnie.
Kolejny dzień.Vincent zniknął.Luiza wyszła po pożywienie.Zostałam sama w schronie,pijąc jedynie krople deszczu,które nakapały do rondla,który znalazłam w schronie Vincenta.Może też powinnam wyjść na zewnątrz?Sama w tym bunkrze czuję się niepewnie.
Gdy wyszłam ze schronu zobaczyłam biegnących w moją stronę Vincenta i Luizę.Byli zdyszani i krzyczeli,widać było w ich oczach przerażenie.
Szybko do bunkru!-krzyknęłam na cały głos widząc,że ewidentnie przed czymś (lub kimś) uciekają.Wskoczyli i zaczęli grzebać po ścianach (które oczywiście były z ziemi i gliny,bo nasz schron był wielką wykopaną w ziemi dziurą )
Żartobliwie zapytałam czy nie szukają tajnego przejścia.Vincent odpowiedział bardzo przerażonym i poważnym tonem,że owszem.Na początku wybuchłam śmiechem.
-Powariowaliście?Tu przecież nie ta tajnego prze...
I zanim skończyłam mówić,potknęłam się,a ściana za mną runęła i otworzyło się przejście.Zanim cokolwiek powiedziałam Luiza kazała nam wchodzić najszybciej jak umiemy do przejścia.Minęła zaledwie chwila,a byliśmy już w środku.Pomieszczenie było dość małe,ciemne i zimne ale miało jedną,wielką zaletę,chociaż nie wiem czy gdyby nie było wojny,można by to było nazwać zaletą,ale wracając do rzeczy-było całe żelazne i odporne...
Wreszcie spytałam
-Czy ktoś może mi do diabła powiedzieć co tu się dzieje?!
Nagle Vincent wydał polecenie
-PADNIJ!
Słyszałam głośny huk,zrobiło się gorąco,ale do wytrzymania,czułam,że gorące powietrze jest z góry,dalej słychać było tylko huk i dźwięk palonych drzew.Vincent i Luiza zasnęli.Wyglądali tak spokojnie,z jednej strony byłam roztrzęsiona,że...Że coś im mogło się stać,a z drugiej-jak już mówiłam-wyglądali jakby spokojnie spali...Walczyłam by nie zamknąć oczu.By nie odlecieć,ale to było silniejsze ode mnie.Następnego dnia poczułam czyjś dotyk na mojej twarzy.To Luiza,próbowała przywrócić mi przytomność,za nią siedział Vincent.
-Co tu się właściwie stało?-zapytałam,starając się odzyskać siły.
-Wiesz..Przepraszamy,że nie powiedzieliśmy Ci o tym wcześniej,ale...-zaczął Vincent
-Nie chcieliśmy cie martwić-skończyła Luiza.
-Świetnie,ale nadal nie wiem co się stało!Właściwie...Co tu robi maska przeciwgazowa?Eh..Dobra nie chcę wiedzieć,po prostu-Co wczoraj się wydarzyło?!
Po chwili ciszy oboje wykrztusili:
-Wiesz...Słyszeliśmy jak kapitan wrogów mówił coś o bombie atomowej,słychać było odliczanie,ledwo tu dobiegliśmy,chcieliśmy się ratować,ciebie z resztą też.
-Dobra,a..Jak się spotkaliście,przecież Vincent zniknął bez słowa,Luizo,przecież mówiłaś,że prawdopodobnie on już nie żyje,czy wy...Czy to było zamierzone?!Chcieliście żebym umarła na zawał?!
-Nie ma teraz na to czasu,musimy szybko uciekać,póki poziom skażenia się zmniejszył,jeśli tu zostaniemy,będziemy w bardzo dużym niebezpieczeństwie!
-A co z Yuki?
-To mądry pies,na pewno sobie poradzi.
-Czy ja dobrze to rozumiem?Zostawiliście psa na obszarze,gdzie wybuchła bomba atomowa?!
-Nie to nie tak..Ona uciekła,mieliśmy kilka minut żeby do ciebie dotrzeć i kilka minut żeby znaleźć tajne przejście.Nie było czasu na szukanie psa,rozumiesz?
-Pomijając to,że jestem zrozpaczona,bo ten 'pies' towarzyszył mi przez całe życie,jedno pytanie mnie nurtuje.
Jakie?-Wydusili z siebie Vincent i Luiza w tym samym czasie.
-Skąd wiedzieliście,że tu jest jakieś tajne przejście,to przecież nora w ziemi którą wykopał Vincent,prawda?
-Sama nie wiem,ale Dołączam się do pytania,Vincent skąd wiedziałeś o przejściu?-Powiedziała z pretensją w glosie Luiza
-To nie jest zwykła nora.Nie wykopałem jej sam,ja ją znalazłem.A wszystko zaczęło się tak:
Pewnego dnia szedłem przez las z moim św.pamięci bratem.Uciekliśmy z domu,dlatego sami błąkaliśmy się po lesie w czasie,kiedy dzieciom było to zabronione,nie zależało nam już na niczym,byliśmy wyczerpani.W końcu,po godzinach błądzenia po ciemnym lesie,nasze oczy zaczęły szwankować i widzieliśmy coraz mniej,głównie dlatego nie patrzyliśmy pod nogi.W końcu coś się zadziało.Wpadłem do jakiejś dziury,to był właśnie ten 'bunkier'.W rogu pomieszczenia znalazłem mapę.Była to mapa tego schronu,uwierzcie mi na słowo,pełno tu tajnych przejść,które tylko czekają na odkrycie.Kiedy już miałem wychodzić usłyszałem głos mego ojca,sprzeciw brata i strzały.Dopadli mojego braciszka.Mój własny ojciec zabił mojego brata,tylko dlatego,że się mu sprzeciwił.On nie chciał tam wracać,nie chciał do domu,nie mógł tam wrócić,to miejsce jego cierpienia.Właśnie dlatego został stracony,jego oprawcą był nasz ojciec.
-Zaraz,zaraz-wtrąciła się Luiza-Jakim cudem ty przeżyłeś?Przecież on znalazł też Ciebie i kazał Ci nas zabić.
-Masz racje,dał mi ultimatum,albo on zabije mnie,albo ja zabije was, głównie Aiko,bo to ona przeżyła ostatnim razem,jako jedyna,każdy kto go spotkał stawał się martwy,to przez niego wybuchła wojna,to wszystko jego wina,nienawidzę go-Vincent zaczął ryczeć,wyć.Po prostu płakał,choć to był płacz nie do opisania,płacz cierpienia z..Nutką nienawiści.
Otrząsnął się i dodał-Ja na szczęście byłem sprytniejszy,przechytrzyłem go,po prostu was ogłuszyłem,nie miejcie mi tego za złe,nie chciałem,żeby coś się wam stało,byłem ostrożny.
Zrobiło mi się tak szkoda Vincenta,byłam wzruszona,ale nie było czasu na czułości.Usłyszałam coś dziwnego,brzmiało to jak nieludzki bełkot.
-Co to?-zapytałam zdziwiona.
-Nie mam pojęcia,mogą to być objawy krytycznego skażenia,ludzie zaczynają wariować,zaczynają się zmieniać w potwory,w potwory!-oznajmiła Luiza
-Dobrze rozumiem?To osoby które nie uciekły przez atomowym grzybem?-po raz kolejny zapytałam z niedowierzaniem.
-Tak,dokładnie.Grzyb wyrządził tak wielkie szkody (nie tylko materialne) że ludzie zamiast ginąć zaczęli popadać w obłęd,zaczęli zamieniać się w mutanty,tyle,że...Czegoś tu nie rozumiem.
-Niby czego?-wykrztusił z siebie wreszcie Vincent.
-Czym oni będą się żywić?To ludzie,tyle,że...Trochę głupsi i straszniejsi.
-Zgaduję,że nami-oznajmiłam.
-To bardzo możliwe,aczkolwiek myślę,że nic nam się nie stanie.-wciąż brnęła w swoich przekonaniach Luiza
-Tak,oczywiście,przeżyjemy,wśród setek tysięcy pól-ludzi pół-niewiadomo co nic nam nie będzie,to pewnie wegetarianie-wyśmiał Luizę Vincent
Jednak przemądrzała Luiza nie dawała za wygraną:
-Jeśli my nic im nie zrobimy,one nie powinny być wrogo nastawione do nas.
-Może niektóre nie będą,ale przypominam Ci,że Bombę zrzucono w czasie wojny,a osoby z wrogiej nam armii,nawet po zmianie w...W to coś,nadal będą do nas wrogo nastawieni.-brnął Vin.
Pomyśl trochę Vincent-Tamta armia była na tyle inteligentna,że zdążyli się schować,a jeśli nie to lepiej dla nas,łatwiej będzie nam walczyć z tymi krzywonogami niż z myślącymi ludźmi-Wybuchła Luiza
Ale Vincent nie dawał za wygraną -Dziewczyno te 'krzywonogi' to wciąż ludzie!Tyle,że skażeni...Co gorsza większa ich część to nasi!Chcesz zabijać naszych?
-A oni mają zabijać nas?!Póki będziemy podchodzić do nich neutralnie,będą spokojni-Luiza powiedziała z wyrzutami.
-Halo,ludzie!Nie ma czasu na kłótnie!Musimy przeżyć,to jedyne wyjście,najlepiej jeśli uciekniemy z kraju!-wykrzyczałam zrozpaczona.-Weźcie broń,zapasy i...i...
-Ciekawe skąd-przerwał mi Vincent i ze złością rzucił w ścianę ciężkim kamieniem,który leżał w rogu pomieszczenia,w tym samym czasie,kamień rozwalił bibelot którego kawałki rozsypały się,a naszym oczom ukazała się kolejna lokacja.
-Właśnie tak jak to zrobiłeś Vincent,dzięki-powiedziałam z ironią,tylko po to,żeby go zdenerwować,jednak to go nie ruszyło-dziwne.
Vin otrząsnął się tylko i zaczął wydawać polecenia.
-Aiko!Ty poszukaj broni!
-Się robi szefie-odpowiedziałam bez większego entuzjazmu.
-Luiza!Znajdź pożywienie!
-Pędzę-powiedziała Luiza,chociaż nie podobało jej się,że Vincent rządzi.
-Zaraz,zaraz...A ty co będziesz robił,hmmm?!-zapytałyśmy razem
Ja..E no..Ja...Ja będę..Ten no...Stać na warcie!-Zarumienił się Vin.
Luiza szarpnęła Vincenta za kołnierz i powiedziała bardzo dobitnie i z przekonaniem:
-Słuchaj,jeżeli znowu coś kręcisz to będzie z tobą źle.
-Słuchaj,jeżeli znowu coś kręcisz to będzie z tobą źle.
Nie wiedziałam że Luiza ma tyle krzepy i...że potrafi być taka agresywna,myślałam,że nie skrzywdziłaby muchy,dalej w to nie wierze.
Luiza odstawiła przerażonego Vincenta na ziemię i obie wykonywałyśmy zadania które nam zlecił.
Znalazłam Pistolet,karabin i pełno,pełno naboi.Wzięłam tylko dwie bronie palne,trzecią-swoją dostałam na początku od pana Growla kiedy miałam iść walczyć z Rebeliantami.
Poszłam zanieść znalezisko Vincentowi,Luiza już tam czekała z całą toną jedzenia,widać było,że Vin był z nas dumny.
Luiza jak zwykle się przemądrzała,chociaż w tej chwili mówiła od rzeczy.Kazała zostawić połowę zapasów w bunkrze,nikt do niego nie wtargnie,a z resztą sami nie unieślibyśmy tyle jedzenia,co gorsza spowalniałoby ono nas i nie zdążylibyśmy uciec,a w najgorszym wypadku stracilibyśmy je.Podważyłam jej pomysł,a Vincent nie miał nic do gadania-przegłosowane!Idziemy walczyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.