ROZDZIAŁ I
Wprowadzenie i moja historia.
Witajcie.Wprowadzenie i moja historia.
Nazywam się Aiko.Moje życie zawsze wydawało mi się nudne i żałosne,aż do czasu...
Teraz wam o tym opowiem.
Miałam wtedy około 11 lat.Właśnie tego dnia robiłam przyjęcie urodzinowe.Pomijając to,że urodziny miałam 3 miesiące temu.Pewnie teraz pytacie czemu nie zrobiłam ich wcześniej?
Moja mama-Mia Soo Anderson-była Koreanką,a tata Polakiem.-Stąd też moje nietypowe imię,ale wracając do tematu,sprawa jest prosta.Musiałam czekać,aż mama przyjedzie do Polski w odwiedziny,a nie mogła wcześniej niż po 3 miesiącach.
Przyjęcie przebiegło dość spokojnie.Zaprosiłam moją jedyną przyjaciółkę-gdybym zaprosiła innych "znajomych" i tak by nie przyszli.Nigdy nie byłam jakoś bardzo lubiana.Gdy tak rozmawiałam sobie z Katarzyną-bo tak miała na imię moja przyjaciółka-nagle usłyszałyśmy kroki.Potem strzały,piski i wyważane drzwi.To było straszne.Nic więcej nie pamiętam-zasłabłam.
Obudziłam się w jakimś ciasnym,obskurnym miejscu-to chyba namiot-pomyślałam.
-Już kochana,jesteś bezpieczna-powiedział piękny,kobiecy i delikatny głosik.
Nagle rozległ się gruby,męski głos:
-Ona i tak cię nie słyszy,dobrze,że znaleźliśmy ją w porę.Miała o wiele więcej szczęścia niż ta druga.
Wiedziałam,że chodzi im o Kasię,byłam w szoku,zaczęłam z resztek sił wydzierać się na cały głos.Byłam słaba,ale te wszystkie emocje zdusiły się we mnie i wyrwało mi się o wiele więcej niż chciałam powiedzieć.
-Co?Czy wam chodzi o moją małą,kochaną Kaśkę?!
Po chwili niezręcznej ciszy,mili państwo Growlowie opowiedzieli mi o tym co się stało.
Okazało się,że..
Że moi rodzice zaginęli-Byłam przekonana,że nie żyją.Pani Growl próbowała mnie przekonać,że oni są bezpieczni,ale jej mąż-Pan Growl-Temu zaprzeczał.Wiedziałam,że on ma rację.Nie wyglądał na radosną osobę.Był markotnym mrukiem.Nie,nie,nie,nie...Był po prostu szczery,nie owijał w bawełnę.
Nagle rozległo się szczekanie.Pan Mruk-bo tak go nazywałam-wziął strzelbę.Chciał strzelić.Ale w porę go powstrzymałam.To był mój kochany pies-Yuki.Tylko on mi został.Nie miałam już nikogo.
O poranku następnego dnia dowiedziałam się,że muszę iść walczyć.Na początku nie wierzyłam,ale pan Growl nie wyglądał jakby żartował.Do dziś mi się to nie mieści w głowie:
Jedenastolatka walcząca na wojnie.Brzmi zabawnie.Grzecznie wyszłam z namiotu.Dostałam jedynie broń i-za duży z resztą-mundur.Wyglądałam zabawnie.
Nagle zaczęłam się czuć dość dziwnie.Ochota zemsty na przeciwnikach i pomszenia śmierci rodziców nie dawało mi spokoju.Byłam pewna,że już dawno zginęli,ale musiałam być twarda.
Nagle mój wierny towarzysz-Yuki-zaczął szczekać w środek ciemnego lasu,jakby oszalał.Co się tam do diaska dzieje-pomyślałam.Wydawało mi się,że to wróg.Nagle zebrałam się na odwagę,wzięłam do rąk moją broń i krzyknęłam:
-POKAŻ SIĘ,ALBO POCIĄGNĘ ZA SPUST!
Nagle rozległ się szelest liści i odgłosy,jakby ktoś spadał z...Drzewa?
-Jeju jak ja nienawidzę lasów.
Cieszyło mnie,że to nie wróg.To dziewczynka w moim wieku.Lekko się speszyła gdy mnie zobaczyła,ale zaraz zaczęła rozmowę.
-Hej jak masz na imię
-Aiko,a ty?
-Luiza.
Okazało się,że Luiza wyglądała podobnie do Kasi,nawet ten sam głos.Jednak była jedna rzecz,którą Lusia różniła się od Kaśki.Była pozytywną wariatką.Szybko się zaprzyjaźniłyśmy.Już po 10 minutach rozmowy czułam się jakbyśmy znały się dobre kilka lat.
Założyłyśmy "Mini-batalion".Nazywałyśmy się "Wściekłe wilki".No i nie zapominajmy o Yuki,która również bardzo,ale to bardzo polubiła Luśkę.
Jutro opowiem wam o mojej pierwszej walce z rebeliantem.Strasznie się bałam...