sobota, 20 czerwca 2015

DZIECI WOJNY ROZDZIAŁ III ""Vincent dzisiaj szlochał,ale się zakochał"
Alojzy kazał nam się położyć spać.Mówił,że to jakaś "Myśl strategiczna".Położyłam się,ale wcale nie podobało mi się to,że przybłęda rządzi się w bazie mojej i Luizy.
Luiza zasnęła.Ja po chwili też.Nagle obudził mnie czyjś wzrok.Obejrzałam się dookoła:Nikogo nie było.Dziwne..Nagle poczułam,że ktoś mnie uderza w głowę.Mam jakieś Déjà vu (czyt.Deżawi).To było takie samo uczucie jak podczas moich urodzin...Uderzenie,ból i stracenie przytomności.Obudziłam się.Jestem w jakiejś wykopanej dziurze,wszędzie chodzą robaki i larwy.
"Podobne do naszej bazy,tylko trochę gorsze warunki"-Pomyślałam.
Nagle usłyszałam szept:
-Hej!Hej młoda!Jak się czujesz?-Byłam osłabiona,ale słyszałam głos Alojzego.Otworzyłam oczy.Ciągle miałam nadzieję,że to co się działo w upływie ostatnich 3 dni to tylko zły sen.Tak niestety nie było.Zobaczyłam obok nie Luizę!Oby z nią nie było tak jak z Kaśką,błagam-modliłam się do boga.W rogu tej dziwnej dziury zobaczyłam skulonego,smutnego Alojzego.
Gdy spytałam go,co się właściwie stało zauważyłam na jego fartuchu krew.On ciągle krzyczał,że jest potworem,że on sam nie zasługuje na życie.
Ale o co właściwie Ci chodzi,skąd tak krew na twoim ubraniu?!-Wybuchłam.
Okazało się,że Alojzy tak naprawdę nazywa się Vincent.Jego ojciec zabił moich rodziców i Katarzynę.Wpadłam w szał.Wygarnęłam mu co o nim myślę,ale na jaw wyszły nowe fakty.
Jego ojciec nakazał też zabicie mnie,a cały "Alojzy" to osoba która nigdy nie istniała.To cały czas był Vincent,jak on mógł mnie tak okłamać...Wytłumaczył mi,że ogłuszył mnie i Luizę dla naszego dobra,bo inaczej ojciec zabiłby i jego,a tak to dał się nabrać,że nie żyjemy.Wydał mu rozkaz,aby zakopać mnie i Luizę,ale Alojzy,a raczej Vincent,był na tyle sprytny by go przechytrzyć i wykorzystał to,że nauczyłam go wykopywać "schrony" na czas wojny.Byłam wściekła.Dobrze,że Luiza się obudziła,bo inaczej bym go zabiła ze złości.Ona sprawiła,że trochę ochłonęłam.
Zadałam tylko jedno pytanie-Więc dlaczego nas nie zabiłeś.
Ten zarumienił się i zaczął gadać głupoty o honorze itp.Wiedziałam,że chodzi o coś innego,Vincent nie ma talentu do kłamania,jąka się i rumieni.A chwalił się,że tak świetnie kłamie-podsumowałyśmy wraz z Luizą.Tej nocy już nie zmrużyłam oka,bałam się co może się dalej stać,przecież Vincent jest nieobliczalny,nie łatwo jest odnowić czyjeś zaufanie po czymś takim.Nie dość,że wraz z Luizą prawie zginęłyśmy,to on ciągle kłamał.Wiedziałam,że nie można ufać wrogom.Lusia chwyciła mnie za rękę i razem próbowałyśmy wydostać się z bunkru.Gdy Vincent to zobaczył zaczął szlochać,choć robił to tak skrycie,że ledwo było to zauważalne.
Hmmm-dobry byłby z niego wojownik w naszym batalionie-pomyślałam.
Wyszarpnęłam się z ręki Luizy i podbiegłam do Vincenta-to był niekontrolowany odruch.Co się stało?Dlaczego płaczesz?-zapytałam.Ten nie odpowiedział nic..Miał całe czarne oczy.Były one takie puste...Wszystko dobrze-zapytałam cicho.Ten nic się nie odezwał.Patrzył tylko w jeden punkt w rogu.Wydawało mi się to dziwne...On otrząsnął się i spytał o co chodzi..Tak jakby odleciał.Może to jakiś podstęp?Już tyle namieszał.Czemu on nie umie kłamać tylko przy mnie,przecież normalnie to wali od niego kłamstwem na kilometr.I te rumieńce.Luiza podśpiewywała 
"Vincent dzisiaj szlochał,ale się zakochał,Aiko to jego żona,będzie wymarzona"
Byłam na nią zła i za każdym razem karciłam ją.
Jestem zmęczona,nie zmrużyłam oka nawet na minutę.Muszę się położyć i wypocząć,kto wie co zdarzy się po południu...